Lucjan Noras

Moja przygoda z teatrem zaczęła się dokładnie 7 listopada 2021 roku w momencie, kiedy wyszedłem na scenę Teatru Małego zastępując w roli Edka w spektaklu „Szac człowieka legendę Teatru Naumionego, czyli Stefana Owczarka. Wcześniej nie występowałem na deskach teatralnych.

To jest jednak prawdą, że w czasie kiedy chodziłem do liceum, startowałem w konkursach recytatorskich i jakieś nagrody się udawało zdobywać. Natomiast nigdy nie występowałem na scenie w poważnych przedstawieniach, a za takie przedstawienie uważam „Szaca”.

Z jednej strony było to dla mnie duże wyzwanie, bo trzeba było wystąpić w przeglądzie, trzeba było zastąpić legendę tego teatru… człowieka, o którym wszyscy mówią w superlatywach… człowieka, który był założycielem tego teatru i w ogóle no… genialnego odtwórcę różnych ról, które miałem okazję zresztą widzieć na żywo. Szaca w wykonaniu pana Stefana widziałem kilka lat temu.
A z drugiej strony muszę powiedzieć szczerze, że ja już jestem w takim wieku, że powinnam sobie dawać różne takie challenge (tak to się teraz mówi) i powinienem sobie wyznaczać jakieś cele, które jeszcze trzeba zrobić, by powiedzieć sobie, że jeszcze coś w życiu się potrafi.

Najłatwiej byłoby w moim wieku (ja już jestem w wieku emerytalnym) usiąść i zgnuśnieć… natomiast ja jakoś nie mam ochoty na gnuśnięcie, a przebywanie w tym teatrze, wspaniałym teatrze według mnie, z taką ilość młodych ludzi, których szczerze podziwiam, jest tylko dla mnie ogromną satysfakcją i ogromnym wezwaniem. To było dla mnie wyzwanie, żeby nie zawieść was… tych, którzy byliście na scenie ze mną, bo gdybym ja się posypał, no to po prostu posypałaby się nasza sztuka… nasz spektakl i pod tym względem to było wyzwanie. Natomiast zawodowo miałem okazję wielokrotnie występować w różnego rodzaju zgromadzeniach także kwestia tego, że nagle znajduje się przed 400 ludźmi w teatrze, to akurat nie stanowi dla mnie żadnego problemu.

Kiedy byłem mały, to już tak dobrze nie pamiętam, bo to było tak dawno, ale… Kiedy byłem mały, zawsze próbowałem… zawsze chciałem stawiać sobie jakieś wyzwania… czy to były konkursy recytatorskie, czy uprawiając zawodowo sport, zawsze to była jakaś rywalizacja, zawsze to były gry zespołowe, a więc współpraca w zespole dla osiągnięcia jakiegoś sukcesu. Tak… to było coś, co mnie kręciło.

Moje największe marzenie to będzie coś związanego z moją rodziną. Największym moim marzeniem jest to, żeby moi synowie mogli powiedzieć, że spełniły się ich z kolei największe marzenia dotyczące spędzenia przez nich życia. Jeżeli oni będą zadowoleni, to dla mnie to będzie największa radość. Nie ma dla mnie większej radości. Jakoś tak jest, że rodzina wydaje mi się zawsze najważniejsza.

Naumiony dla mnie to nie jest teatr, bo to jest moim zdaniem coś, co się wymyka wszelkim ocenom. Ja już nie mówię o tym, że to teatr, który wystawia sztuki w gwarze, więc jest czymś, co ja bardzo kocham, bo sam jestem ślązakiem od pokoleń, więc to jest coś, czego zawsze brakowało. Tak samo cieszy mnie to, co dzisiaj robi dyrektor Talarczyk w Teatrze Śląskim, że tych sztuk Śląskich pojawia się coraz więcej. Pamiętajcie, że ja pochodzę z czasów, kiedy jak zdawało się do szkoły teatralnej, to jeden z największych problemów było to, że profesorowie mówili, że słyszą w głosie naleciałości z gwary śląskiej i to było postrzegane jako największa błąd, jaki można było popełnić. I to z tamtych czasów pamiętam.

Natomiast ja Teatr Naumiony odbieram jako takie miejsce przede wszystkim genialne pod względem ludzkim, to znaczy… jest coś fantastycznego w tym, że z jednej strony jest aktor, człowiek, który ma 80, 70, 60 lat… a z drugiej są młodzi twórcy, którzy chodzą do klas maturalnych, zdają na studia, wkraczają teraz w życie i ten zespół potrafi jakoś fajnie na swój sposób istnieć i to jest coś, co sobie cenię. Ten klimat, który jest w tym zespole taki bardzo budujący.

A poza tym ja strasznie sobie cenię to, że ktoś mówi jak coś jest tak, to mówi tak, a jak jest nie, to znaczy to nie! Jestem tutaj prawie rok i nie spotkałem się z tym, żeby ktoś o drugim powiedział coś złego lub powiedział coś za plecami, zatem… coś co jest naturalne w zespołach teatralnych, że aktorzy między sobą rywalizują, to tu tego nie dostrzegam. Tu dostrzegam jedną fajną przyjaźń między wszystkimi. Ja w każdym razie ze swojej strony mogę powiedzieć, że ja wszedłem w ten zespół po uszy i nie wyobrażam sobie teraz inaczej. Jak układam swoje plany tygodniowe, czy miesięczne to zawsze mówię sobie: Aha to nie, bo tutaj mamy zaplanowane… tu jest próba i to jest święte. Myślę, że dla innych też tak jest.

W teatrze najbardziej lubię przyjaźń. Powiedziałbym… to jest coś, co jest najważniejsze w tym zespole. Sztukę można zagrać gorzej lub lepiej, można lepiej lub gorzej dobrać repertuar, ale to jest niesamowite, że jak się usiądzie w kuchni w Arterii i pije się kawę, je się ciasto i wszyscy ze sobą świetnie rozmawiają, nie ma żadnych barier i można o wszystkim porozmawiać no to… to jest to, co ja uwielbiam po prostu.

Byliśmy z żoną kiedyś po premierze Last minute i muszę powiedzieć szczerze, że ja byłem wtedy w zespole powiedzmy może miesiąc, może dwa tygodnie. Moja żona w ogóle była osobą obcą, a wyszliśmy tak, jakbyśmy wyszli ze spotkania z przyjaciółmi, których znamy od dwudziestu paru lat. Więc to jest coś, co jest niepowtarzalne… szczególnie w tych czasach.