Jolanta Sodzawiczny

Moja przygoda z teatrem zaczęła się po obejrzeniu przedstawienia “Domek z ogródkiem”. Tak mi się spodobał, że chciałam grać w następnym przedstawieniu i chyba ktoś to usłyszał, bo za niedługo dostałam zaproszenie do domu kultury (teraz ARTeria). A to Bronka i Maryla mówią: “Robiemy nowo sztuka i tu mosz rola”. Marzenia się spełniają. To było chyba 14 lat temu i potem już w każdym przedstawieniu grałam.

Kiedy byłam mała to… było 65 lat temu. (śmiech)

Moje największe marzenie to… jak oglądałam filmy leciał taki film “Statek miłości”. To był iluś piętrowy statek, tam siedziały roztomajte rzeczy: zakochiwali się, tu dyskoteka była, kino, baseny. I ja chciałam takim statkiem miłości popłynąć. Nie wiedziałam, że jest to możłiwe, aż na 6o urodziny znajomi i rodzina mi zprezentowali rejs statkiem miłości. To nie był ten “Statek miłości”, ale rejs takim wycieczkowcem. Statek był olbrzymi, atrakcji było bardzo dużo, całe mnóstwo wycieczek. Był teatr co wieczór – taki śpiewany, sztuki cyrkowe. Także to było moje największe marzenie.
A teraz… nie chcę tego powiedzieć głośno, bo marzenia się spełniają, a nie wiem jakby to było… Po prostu mam już ponad 60 lat (mogę to powiedzieć głośno), mam emeryturę, mam nadal sklep, mam teatr, mam tyle obowiązków, że ja już bym chciała pobyć trochę w domu, zwolnić i obudzić się rano i robić co chce, a nie tylko na telefonie: “Mamo tam trzeba kupić, to trzeba załatwić, mamo…” Chciałaby trochę zwolnić. To takie marzenie. Teraz mi się na razie nie udaje tego zrobić, ale z drugiej strony właśnie tak się biję z tym, bo ciekawe jak długo bym wytrzymała w tym domu nic nie robiąc. Należę do ludzi takich bardziej aktywnych. No ale chciałabym właśnie tak.

Naumiony dla mnie to drugi dom, rodzina, kawał życia. No nie wyobrażam sobie, mimo że czasami są sytuacje takie podbramkowe (no jak w rodzinie, jak wszędzie), ale jakoś bez Naumionego nie umiem sobie życia wyobrazić. Jak byliśmy na tym statku i tak siedziałyśmy przy stole z takim małżeństwem z Piekar i o czym tu możmey gadać… więc Magda się pochwaliła pierwszą, że my gramy w Teatrze Naumionym, no i tak trochę poopowiadałyśmy. Przychodzimy na następny posiłek, a oni: “My oglądali przedstawienie, my to widziel, my słyszeli o tym teatrze!” I to takie przyjemne było. Także jest dużo takich pozytywnych sytuacji. Na przykład: siedzimy w restauracji i nagle słyszę: “Ja panią znam. Nie gra pani w teatrze?”. Jest dużo miłych momentów.

W teatrze najbardziej lubię grać. Bardzo mi się podobała “Marika”, bardzo mi się podobał “Kopidoł”. W “Last minute” te klachule mi się podobają, bo nic nie godom. (śmiech) Ale najtrudniej było w “Hebamie”, bo grałam matkę od Stefana. Nie czułam tej roli, ale to było dawno. Ale najbardziej lubię w komediowych sztukach grać. Jak ludzie się śmieją na widowni i reagują emocjonalnie, to mi pasuje.