Joanna Sodzawiczny – “Ktoś powie – jo tyż tak mioł. Ktoś inny – jo wybroł inaczy”

 

O nowym scenariuszu dla Teatru Naumionego opowiada Joanna Sodzawiczny

S.Jaworudzka : Po świetnie przyjętych przez publiczność  „Kopidole” i “Jasełkach” pora na nowy spektakl. Jaką tematyką tym razem zajęłaś się w swojej kolejnej sztuce?

 Joanna Sodzawiczny: Miało być o miłości,  a wyszło o życiu. Jest i miłość, ale też refleksja nad pierwszym młodzieńczym uczuciem i  własnymi wyborami. Mam nadzieję,  że uda się nam pokazać, że miłość ma różne oblicza. Czasami pomimo najszczerszych naszych chęci  życie układa się inaczej niż zaplanowaliśmy.

 Sporo mówi się o sposobie pracy Teatru Naumionego – wspólnym poszukiwaniu, rozmowach ze świadkami historii. Jak wyglądały prace nad scenariuszem?

Nieco inaczej. W „Kopidole” jest prawdziwa, historia niemalże jeden do jednego. Głównego  bohatera wszyscy w Ornontowicach kojarzą. Okazuje się, że w innych  miejscowościach  grabarz również, częstokroć, był bardzo charakterystyczną postacią. Natomiast perypetie rodzinne są tłem do pokazania  prawdziwych zwyczajów związanych z pochówkiem.  Co ciekawe, widzowie w różnych miastach  niejednokrotnie po przedstawieniu podchodzili i opowiadali o  podobnych wydarzeniach w ich rodzinie

W nowym przedstawieniu historie życia poszczególnych bohaterek posplatałam z  kilkudziesięciu zasłyszanych historii. Przeprowadziłam kilka poważnych wywiadów, jednak najciekawsze rzeczy wychodziły w trakcie swobodnych  rozmów. No więc przysłuchiwałam się jak „baby godały”  i posklejałam te opowiastki w cztery historie życia. Każda jest inna i  pokazuje jak te młode dziewczyny zmieniły się na przestrzeni lat.

Kim są główni bohaterowie sztuki? Z czym się zmagają?

Są cztery kobiety,  które patrzą na swoje życie z perspektywy czasu. One opowiadając swoje historie pokazują, jak jakaś siła (los, przypadek, Bóg ?) wpływała na ich życie. Jak wybór jednej osoby wpływał na los kolejnej.  Mam nadzieję, że udało mi się uniknąć osądzania, czy wskazywania, kto jest  „tym złym”.  Jest też Edek. To postać łącząca wszystkie wątki.  Edek dla mnie jest przykładem tego,  że każdy ma takie życie na jakie sobie zapracuje.  Jego też zobaczyłam/usłyszałam w kilku prawdziwych postaciach z Ornontowic. Kreacja Stefana Owczarka i Bartłomieja Garusa wzbudzi pewnie sympatię widzów.

Natomiast moim ulubieńcem w spektaklu jest Olek, grany przez  Łukasza Domina. To chyba, najbardziej tragiczna postać w całej historii. Jego historia pokazuje, jak można się w życiu  pogubić  i jak dobre chęci przeradzają się w złe czyny.

O „Hebamie”, „Marice” i „Kopidole” mówiono jako o swoistym tryptyku. Czy nowy spektakl dopowiada kolejny fragment historii o śląskim żywocie?

Uzupełnia tą historię. Pomiędzy narodzinami , ślubem a śmiercią jest to zwyczajne życie, które każdy z nas w jakiś sposób , wedle własnych wyborów przeżywa. Są wzloty i upadki. Jest miłość, nienawiść, zawiść, przebaczenie. Czasami ludzie nie wiedzą, co z tym swoim życiem zrobić –  w tym spektaklu bohaterowie też tego nie wiedzą. Podejmują  jakieś decyzje i dopiero czas pokaże, czy wyszło im to na dobre.

Trwają intensywne próby do spektaklu, czego mogą się po nim spodziewać widzowie?

Jesteśmy właśnie po trzygodzinnej próbie tańca! Mikołaj Karczewski, który, jako drugi reżyser, układa choreografię do ostatniej sceny, chyba naprawdę spodziewa się, że my to wszystko, co wymyślił, zatańczymy… (śmiech). Tak na poważnie, jako autorka scenariusza mam nadzieję, że każdy odnajdzie w nim kawałek znanej sobie historii.  Mam nadzieję, że po spektaklu znów ktoś powie „ ja, jo tyż tak mioł”,  a inny „ jo wybroł inaczy”.   No i oto chodzi, bo co by wiele nie mówić : życie jest piękne.