Małgorzata Spyra

Moja przygoda z teatrem zaczęła się we wrześniu 2020 roku, czyli niecałe dwa lata temu. Wtedy po raz pierwszy przyszłam na próbę, z której wyszłam, a może nawet wyleciałam tak pozytywnie naładowana, że trudno to opisać. Mimo wszystko myślę, że zanim zaczęłam chodzić na próby, moja przygoda już była rozpoczęta. Pamiętam, jak byłam z moją siostrą i tatą na spektaklu Hebama w Arterii. Już wtedy bardzo ciągnęło mnie na scenę i faktycznie, lata później dołączyłam do zespołu.

Kiedy byłam mała… Tutaj będzie trudno odpowiedzieć, bo ja dalej jestem mała haha

Ale gdy byłam mniejsza niż jestem teraz to hmm lubiłam jeździć z tatą na motorze, z dziadkiem traktorem. Uwielbiałam to. Nie pamiętam, żebym lubiła się jakoś szczególnie bawić lalkami czy gotować z mamą. I tutaj się sprawdza powiedzenie: Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci, bo mimo, że stara nie jestem, to te motory zostały mi do dziś, a gotować jak nie umiałam, tak nie umiem.

Moje największe marzenie to zostać dobrą aktorką.

Naumiony dla mnie to coś więcej niż zespół, coś więcej niż próby, spektakle i przygotowania. Tutaj się tyle dzieje. Dobrych rzeczy. Ja tutaj chcę się stawać lepszym człowiekiem i to jest najlepsze. Bo kunszt aktorski to jedno, ale kształtowanie siebie, to jest to.

W teatrze najbardziej lubię grać i poznawać nowe osoby. Taka niby niepozorna gra, a jak można myślenie otworzyć, siebie poznać. Takich możliwości raczej zwyczajne życie nie daje, bo ciągle jesteśmy w biegu. A to szkoła, studia, praca, ledwo człowiek wstanie, a już się kładzie spać i mimo, że cały dzień coś robił, to w sumie nie wiadomo co. No i tak wpadamy w rutynę. A czas leci. Nie będzie na nas czekał. Trzeba się obudzić, bo wieczni nie jesteśmy. Trzeba zacząć żyć.