Iwona Woźniak

Moja przygoda z teatrem zaczęła się w szkole podstawowej. Do naszej szkoły przyjechał teatr objazdowy, który pokazywał… nie pamiętam już dokładnie co było w całości tematem tego spektaklu ale… była tam piosenka “Kaczka dziwaczka” – tekst wszystkim znany i to po prostu mnie pochłonęło i nie wiem dlaczego i jak to się wydarzyło, bo przecież było nas wtedy na sali około 200 dzieciaków, siedziałam w jakimś trzecim, czwartym rzędzie i wybrali mnie do roli kaczki dziwaczki. To po prostu naprawdę do dzisiaj pamiętam. Byłam wtedy najważniejszą kaczką dziwaczką na świecie i najlepszą w mojej głowie oczywiście i poczułam się wtedy tak wyjątkowo. Wspaniale, że jakoś od tamtego czasu nie udaje mi się zejść ze sceny. (śmiech) Oczywiście po jednej i po drugiej stronie. Ten moment pamiętam i to było takie pierwsze, znaczące moje doświadczenie teatru.

Kiedy byłam mała, to spędzałam bardzo dużo czasu do szóstego, siódmego roku życia właściwie sama, ponieważ moi kuzyni i kuzynki byli ode mnie wiele, wiele lat starsi. A moje pierwsze rodzeństwo, czyli moja siostra urodziła się, kiedy miałam siedem lat, więc właściwie dzieciństwo, te pierwsze lata, które pamiętam już czyli jak miałam pięć, sześć, siedem lat, to była zabawa sama z sobą i kreowanie sobie różnych postaci i historii. Bawiłam się na wymyślonych hołdach przy moim domu, a hołdy te były spowodowane tym, że moi rodzice po prostu budowali dom. Oczywiście te hałdy ziemi, które były po tych wykopaliskach, były fenomenalnym placem zabaw. Łaziłam ciągle po lesie mojej babci i stawach mojej babci i właściwie to łażenie (chodzenie) – coś o czym w “Bajtlach” (nowy spektakl Teatru Naumionego – premiera wrzesień 2024r.) za chwilę będziemy słyszeć, towarzyszy mi do dziś. Uwielbiam absolutnie być sama, chodzić po lesie, górach jeziorach i czyścić głowę w taki sposób.

Moje największe marzenie… Ja boję się wypowiadać marzeń, dlatego że mam to ogromne szczęście, że wszystkie moje marzenia/plany dotychczasowe spełniają się. Jestem bardzo szczęśliwa i nie wiem co jeszcze sobie marzyć. Marzy mi się na pewno, a w sumie jestem pewna, że tak będzie, że będziemy zdrowi i to jest moje największe marzenie i moja troska o moich najbliższych. Druga sprawa, to są plany podróżowania w miejsca, które mnie bardzo zajmują – na razie na kartach książek, ale wiem że tam będę.

Naumiony to dla mnie tak bez żadnych kokieterii: to jest moja RODZINA! No tu jest moja faktyczna rodzina, bo są moi bracia, jest teraz mój mąż, który to wszystko wspaniale ogarnia, jest mój syn, ale… Może nie równie tak samo jak moich najbliższych, ale tak samo traktuję wszystkie członkinie i wszystkich członków Teatru Naumionego. Są mi bardzo bliscy i myślę że vice versa. Nasze wspólne działanie i bycie w tym co robimy, czyli w teatrze, te relacje są wbudowane od wielu wielu lat z moim udziałem. Jest to dla mnie bardzo ważne miejsce mimo tego, że może komuś wydawać się, że pracuje w wielu miejscach i robię różne rzeczy, to jest dla mnie ogromną radością i przyjemnością spędzanie czasu na próbach, spotykanie się, wymienianie się dobrą energią i ona musi być zawsze dobra – innej nie przyjmujemy!

W teatrze najbardziej lubię… Nie wiem czy umiem sobie odpowiedzieć na to pytanie, bo jest bardzo dużo rzeczy, które w tej mojej pasji lubię, które są potrzebne jak tlen, ale… Chyba lubię sobie czasami usiąść na pustej widowni na przykład w Teatrze Zagłębia, albo jakimś innym teatrze i lubię sobie pomyśleć i lubię sobie wyobrazić, co jeszcze na tej lub innej scenie mogłoby się wydarzyć. To jest dla mnie bardzo kreacyjne. Nie ma ludzi i nie ma nikogo w teatrze. Jest cisza, jest spokój, jest scena, jest widownia i jestem sobie tam sama i sobie myślę: co jeszcze można by było zrobić i co jeszcze można było stworzyć. Nie tylko w kontekście samego spektaklu, czy przedstawienia, ale generalnie w tym, co się nazywa TEATR. W tych wszystkich działaniach społecznych, wszystkich działaniach performantywnych, teatralnych i jakichkolwiek innych. Tak to jest to!!! To jest takie moje bycie w teatrze.